Artykuły, porady, opinie

Czytaj

Organizacja własnych wypraw wędkarskich do Norwegii

Czytaj

Nasze wyprawy wędkarskie

Czytaj

Otteroya - 2009r.


Wyprawa wędkarska do Norwegii – Otteroya 2009 r.
Czas:       maj 2009
Miejsce:    Finnanger
Gmina:     Namsos
Region:    Nord-Trøndelag
Kraj:         Norwegia

Dla większości z nas to pierwsza wyprawa wędkarska do Norwegii. Naszym celem jest ośrodek o nazwie „Finnanger Brygge”, który znajduje się w miejscowości Finnanger, na wyspie Otteroya. Właścicielem przystani jest Hans, jest zawodowym rybakiem zajmującym się na co dzień połowem krewetek.

Łodzie
Na miejscu mamy zarezerwowane dwie łodzie, które są wyposażone w niewielkie,  10 konne silniki zaburtowe, sterowane przy pomocy rumpla. Łodzie nie są niestety wyposażone urządzenia nawigacyjne, nie ma na nich także sonarów. O to będziemy musieli zadbać sami we własnym zakresie.

Dom
Warunki w domu przedstawiały się nieco lepiej, jedyną niedogodnością był brak trzech sypialni, przez co dwójka z nas będzie musiała spać w wyodrębnionym, otwartym pomieszczeniu na poddaszu.

Wyposażenie ośrodka
Nasz ośrodek nie jest wyposażony w profesjonalne stanowiska do sprawiania i filetowania złowionych ryb, dostęp do zamrażarek będziemy mieli nieco utrudniony, znajdują się w odrębnym pomieszczeniu, do którego nie będziemy mieli bezpośredniego dostępu. Nie będzie także żadnego pomieszczenia w którym moglibyśmy wysuszyć nasze kombinezony.

Ogólnie rzecz biorąc, jak na Norwegię to niski standard, ale wiedzieliśmy na co się decydujemy. W tym przypadku przemówiły do nas niskie koszty.

Łowisko
Łowisko na którym przyjdzie nam wędkować to długi na kilkanaście i szeroki na około dwa kilometry fjord, z jedną większą  wyspą pośrodku. Głębokości naszego fjordu dochodzą do 250 m. Z przystani do otwartego morza będziemy mieli około czterech kilometrów, jednak biorąc pod uwagę  łodzie którymi przyjdzie nam pływać, wędkowanie na otwartym morzu byłoby niebezpieczne, więc z góry zakładamy że, będziemy wędkować wyłącznie wewnątrz fjordu.  

Uczestnicy wyprawy
W wyprawie uczestniczą Malutki, Karpik, Tomuś, Zen, Żywiciel i ja Pablos. Spośród nas tylko Mały posiada doświadczenie w wyprawach wędkarskich do Norwegii. Naturalnie staje się dla nas cennym źródłem informacji o samej Norwegii jak i o wykorzystywanym sprzęcie, metodach połowu, itp., skrzętnie korzystamy z jego wiedzy.

Podróż
Wyruszamy z naszego miasta Gdańska, na prom i do Karlskrony. Podróż po Szwecji mija dosyć szybko, chyba dzięki wielu kontaktom na drodze z dziką zwierzyną, na której stawały łosie i renifery, a  w jednym miejscu, ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu dostrzegliśmy także niedźwiedzia. Po tym przystanki na siusiu ograniczaliśmy do niezbędnego minimum.

Na jednym z nich kolega Tomek zaproponował, żeby wykonać szybki telefon do Norwega i poinformować o tym, że przyjedziemy nieco szybciej niż planowaliśmy.  Nie do końca jednak zdawał sobie sprawę z tego że nie znajdzie w żadnym z nas chętnego do prowadzenia rozmowy. Zostając sam na sam z telefonem w ręku, podejmuje męską decyzję i wybiera numer. Początkowo wszystko przebiega zgodnie z planem, pierwsze słowo na piątkę,  Hello…, po chwili pada pierwsze dłuższe zdanie ze strony Hansa, a w oczach Tomka widać pierwsze oznaki bezsilności i  zwątpienia. Rozgląda się w naszym kierunku szukając desperacko pomocy,  jednak nasza niewzruszona postawa zmusza go do kontynuowania „rozmowy”. Przestaje Już słuchać co mówi do niego Hans, wyraźnie widać że Tomasz zbiera myśli, ciśnienie wzrasta, czas ucieka i  nagle wypala, i nie od tak po prostu, to prawdziwa salwa ciężkiego kalibru „eeee, Hans, ja, pardon, ich habe Tomek, говорю że ja stop you night, verstehen ?”, po tym cisza zapadła po drugiej stronie słuchawki, a większość z nas ze śmiechu wylądowała na ziemi, a to był dopiero początek myśli Tomasza poligloty. Kolejne wypowiadane przez niego zdania powodują, że zaczynam się dusić spożywanym właśnie posiłkiem, reszta też zanosi się śmiechem, na dobre zapominając o niedźwiedziach. Tomek nie miał jednak litości i kontynuował  dyskusję w podobnym stylu przez dobrych kilka minut…,
po kabarecie który nam zafundował, wszyscy byliśmy spoceni, my ze śmiechu, Tomek z wysiłku. Hans natomiast nie wiedział o co chodzi i kto do niego jedzie.  Po naszym przyjeździe przyszedł do nas  w asyście swojej rosyjskiej małżonki. Uznał że w tym języku pójdzie mu z Tomkiem szybciej, słusznie.  

Nasze połowy
Jeszcze tego samego dnia wybrałem się z Jarkiem i Zenkiem na wieczorny rekonesans. Godzinne połowy były obiecujące, kilka czarniaków i dorszy w granicach 5 kilogramów dawały nadzieję na dobre połowy dnia następnego. Po powrocie nasz kolega Tomasz nadal odsypiał ciężką rozmowę telefoniczną.

Kolejnego dnia  Hans postanowił nam zrobić niespodziankę,  nieodpłatnie udostępnił nam trzecią łódź z dziesięciokonnym silnikiem, a wieczorem przyniósł nam kosz świeżych krewetek, objaśniając przy okazji jak je obierać. Pierwszy raz zajadaliśmy krewetki na surowo, muszę przyznać że smakowały wyśmienicie.

Przez kolejne dni pływając w trzech dwuosobowych zespołach, z coraz większym zrezygnowaniem  szukaliśmy we fjordzie miejsc, które nagrodziłoby nas dorszem godnym Norwegii. Niestety przez większą część naszego pobytu nie mogliśmy złapać żadnych większych ryb, czym dalej tym gorzej. Szok, czyżby pierwszy dzień miałby okazać się najlepszym ?. Trafiliśmy w fatalny okres, po dorszach pelagicznych nie było śladu, jakiekolwiek zapisy na echosondach były wydarzeniem dnia. Jak się w międzyczasie okazało będąca przed nami ekipa z Polski, swoje występy zakończyła na podobnym do naszego poziomie, nie napawało to optymizmem.

Mała liczba ryb szokowała, zagrożone były nawet 15 kilogramowe limity filetów na osobę,  które można by ze sobą zabrać. Najważniejsze że nie opuszczały nas humory, pomimo takiej sytuacji atmosfera była znakomita, a do głowy  przychodziły nam coraz to ciekawsze  pomysły, np.  metoda gruntowa w nocy z pomostu, budowa klatek na kraby, całodzienne łowienie w trolingu, no i ten który, wydawał się najdoskonalszy, powstał w akcie desperacji i pod wpływem środków znieczulających, plan o kryptonimie „Stawianie sznura”. Już po chwili Mały z Tomkiem przystąpili do robienia sznura, który miał zostać postawiony w nocy w pobliżu naszego pomostu. Ale i to nie przyniosło planowanych efektów.  
Kolejny dzień postanowiliśmy poświęcić na poszukiwaniach tzw. fiordowych, miejscowych dorszy. I tak po dwóch dniach największy ze złapanych ważył niespełna 7 kg. Załamanie nerwowe było już bliskie, ale szukaliśmy dalej.
Przedostatniego dnia pobytu znaleźliśmy ciekawe miejsce, coś w rodzaju podwodnej rynny, na głębokości do 20 m.,  przez którą w trakcie kulminacji przypływów i odpływów z dużą prędkością  przepływały potężne masy wody. Pozostawienie łodzi w tak silnym prądzie nie wchodziło w rachubę, więc postanowiłem stanąć w tym miejscu na silniku i umożliwić Zenkowi i Tomkowi wędkowanie. Udało się, na łodzi co chwilę lądowały dorsze, molwy i brosmy,  waga ich jednak nie przekraczała 6 kg. Kiedy zaczęliśmy się rozkręcać, nadeszła zła wiadomość, którą telefonicznie przekazał mi Karpik. Musimy spływać i pomóc chłopakom którzy właśnie zameldowali awarię samochodu. Koszt transportu, ok. 10 km i drobna naprawa (wymiana pękniętego paska) w serwisie Audi w Norwegii kosztował nas 1800 zł. Ale najważniejsze że będziemy mieli czym wracać, uff.

Ostatni dzień to kolejne problemy, Tomek poliglota przechodził ciężki rozstrój zdrowia, przez to niestety obaj straciliśmy praktycznie cały dzień wędkowania. Dopiero późnym popołudniem odważyłem się go zostawić samego i dołączyć do pozostałych. Tego dnia udało mi się jeszcze wyciągnąć czarniaka o wadze 6 kg, co godne podkreślenia branie miało miejsce na 152 m., także walka w sumie z tak niewielką rybą kosztowała mnie sporo wysiłku.

Podsumowanie
Niestety pod względem wędkarskim wyjazd nie był udany, dorsz 7 kg, czarniak 6 kg i inne tam molwy i brosmy do 5 kg w Norwegii, to zaledwie namiastka wędkarstwa morskiego. Niski standard posesji na której przyszło nam przebywać nie zachwycał. Małe łodzie wyposażone w silniki o mocy zaledwie 10 KM, to zdecydowanie za mało na tak duży akwen, szczególnie w trudnych warunkach pogodowych, w których mieliśmy okazję niestety pływać. I co najgorsze, przykro o tym pisać, ale pluskwy w jednej z naszych sypialni, gdzie pogryzieni przez nie chłopaki przez wiele miesięcy walczyli później z bliznami, to nie to czego można oczekiwać po takiej wyprawie  w takim kraju. Z pozytywnych aspektów naszej wyprawy podkreślić należy dobrze zgraną ekipę i względnie niskie koszty wyjazdu. Mimo wszystko nie jest to wstanie w pełni zrekompensować słabych wyników wędkarskich, dlatego już planujemy kolejną wyprawę wędkarską do Norwegii. Tym razem z pewnością trochę wyżej i co równie ważne w znacznie wyższym standardzie.

Zespół
Norwegia na Ryby


Wywietl wiksz map

data: 2009-04-29

Zdjęcia z wyprawy wędkarskiej